Do Włoch nie jadę na wakacje

Bartosz Bućko przechodzi z BBTS-u Bielsko-Biała do Calzedonii Verona. – Na mój wizerunek pracowałem nie tylko w poprzednich rozgrywkach, ale już od wieku kadeta czy juniora, kiedy razem z kadrą narodową odnosiliśmy znaczne sukcesy – powiedział gracz.

Nie można ukryć, że nie mogłeś być zadowolony szczególnie z końcówki poprzedniego sezonu – przytrafiła ci się bolesna kontuzja, a BBTS finalnie zajął przedostatnią pozycję w lidze. W tym świetle twój transfer do ekipy z Werony jest zaskoczeniem. Jak to się stało, że trafiłeś do klubu z Włoch?

Bartosz Bućko: Rzeczywiście końcówka minionego sezonu nie była dla mnie do końca udana. Kontuzja, której doznałem tak naprawdę już w połowie sezonu wykluczyła mój udział w jakimkolwiek meczu w rozgrywkach PlusLigi. Owszem, myślę, że niewielka grupa osób spodziewała się takiego transferu, jednak na mój wizerunek pracowałem nie tylko w poprzednich rozgrywkach, ale już od wieku kadeta czy juniora, kiedy razem z kadrą narodową odnosiliśmy znaczne sukcesy na mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata. Jestem bardzo zadowolony z kierunku, który obrałem, a do Werony wybieram się na dwa lata.

Calzedonia Verona jest naszpikowana gwiazdami – grają tam chociażby Uroš Kovačević, Saša Starović, Taylor Sander czy też Michał Baranowicz. Konkurencja będzie spora. Nie obawiasz się, że lepiej byłoby postawić na klub, w którym z twoją młodzieńczą fantazją miałbyś większe szanse na granie? Trudno będzie wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie…

– Zdaję sobie sprawę, że nie wyjeżdżam do Włoch jako pierwszoplanowa postać, co nie oznacza, że jadę tam na wakacje. Zamierzam ciężko pracować i podnosić swoje siatkarskie umiejętności, a jak wiadomo poznam tam wielu siatkarskich gigantów, z którymi będę rywalizować. Wybrałem kierunek zagraniczny, aby walczyć i pokazać się z jak najlepszej strony, a nie po to, żeby się bać konkurowania z gwiazdami siatkówki.

Do włoskiej drużyny idziesz śladami Zbigniewa Bartmana, który po pierwszym średnim sezonie zaliczył drugi, słabszy. Jaka jest twoja recepta, żeby tamte wyniki się nie powtórzyły i wspomnienia były jak najlepsze?

Przede wszystkim idę do dobrze zorganizowanego klubu, do trenera światowej klasy i oczywiście do samych Włoch, gdzie mentalność, podejście do drugiego człowieka jest kompletnie inne niż w Polsce. Po pechowym sezonie w BBTS-ie uważam, że wariant, który wybrałem będzie dla mnie najlepszy. Recepta jest prosta – praca, praca, praca. Wybierając się na dwa lata do Werony z takim nastawieniem mogę osiągnąć bardzo dużo.

Zgaduję, że nazwisko szkoleniowca także miało znaczenie przy wyborze klubu. Czego najbardziej chciałbyś się nauczyć od Andrei Gianiego?

– Oczywiście, praca z legendą włoskiej siatkówki to dla mnie duże wyróżnienie. Na pewno wiedza i doświadczenie trenerskie, jakie posiada szkoleniowiec zaprocentuje w tabeli na koniec sezonu oraz, mam nadzieję, w moich indywidualnych umiejętnościach siatkarskich. Czego chciałbym się nauczyć najbardziej? Od takiego człowieka, jakim jest Andrea Giani można przyswoić tylko jedno – wygrywanie. Tego właśnie życzyłbym sobie na te dwa lata w klubie z Werony.

Do włoskiej drużyny przechodzisz jako przyjmujący. Na ile komfortowo czujesz się już na tej pozycji? Zeszły sezon grałeś jako zastępca Jose Luisa Gonzaleza, a dwa lata temu z konieczności dbałeś też o aspekty defensywne gry.

Na pozycję przyjmującego wracam po roku przerwy. Obecnie dużo czasu spędzam nad poprawą defensywnej strony gry, ponieważ, nie ma co ukrywać, w tym mam największe zaległości. Uważam, że szkoła włoska pod względem technicznym da mi bardzo dużo i to w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła.

Zacząłeś już naukę włoskiego?

– Tak, zacząłem już w drugiej klasie liceum w SMS-ie Spała, jednak cała nauka legła w gruzach kiedy okazało się, że było za mało chętnych w grupie, by ją kontynuować. (śmiech) Poważnie mówiąc, po aklimatyzacji we Włoszech oczywiście zamierzam się zabrać za przyswajanie języka, tym bardziej, że spędzę tam dwa lata. Po takim czasie nie wyobrażam sobie nie rozmawiać z kolegami w ich ojczystym języku.

To będzie twój pierwszy zagraniczny klub. Jak przyjmujesz perspektywę rozbratu z domem i z miastem, z którymi jesteś związany od zawsze?

– Jestem jeszcze młodym zawodnikiem – kiedy mam to zrobić, jak nie teraz? Bielsko-Biała to fantastyczne miasto i bardzo dobrze się w nim czuję. Na pewno zawsze z przyjemnością będę tam wracał, ponieważ klimat, jaki panuje w tej miejscowości bardzo mi odpowiada. Nieocenioną rolę spełnia prezydent i Urząd Miasta, którzy wspierają BBTS w zdobywaniu jak najwyższych celów. Jestem przekonany, że kiedyś w klubie z Podbeskidzia przyjdzie czas na zmiany, a cały wysiłek włożony w tworzenie sukcesu i zaangażowanie zaprocentują.

Zanim jednak wstąpisz w szeregi nowej drużyny przed tobą mistrzostwa świata juniorów. Jak idą przygotowania przed wrześniową imprezą?

– Trener Bednaruk zdecydowanie nie rozpieszcza nas nadmiarem czasu wolnego. Na treningach ciężko pracujemy i robimy wszystko, aby nasza gra wyglądała jak najlepiej. Grupa rzeczywiście nie jest łatwa, jednak uważam, że jeżeli zaprezentujemy grę na swoim poziomie i odpowiednio podejdziemy do każdego spotkania, to nasz awans do ćwierćfinału jest całkiem realny. Nie wydaje mi się, że nasz zespół jest typowany do zajęcia trzeciego czy czwartego miejsca w grupie, dlatego musimy zrobić wszystko, aby sprostać wymaganiom i na boisku pokazać nasze umiejętności.

Złoto mundialu seniorów w zeszłym roku oraz kadeci, którzy w ostatnim czasie zdobyli medal składają się na to, że polska siatkówka ma się coraz lepiej. Poprzeczka przed mistrzostwami świata juniorów została wam postawiona bardzo wysoko. Czy musicie „osiągnąć” dobry wynik, czy w dalszym ciągu jeszcze „możecie”?

– Przede wszystkim gratulujemy młodszym kolegom dotarcia aż do finału. Przed nami bardzo trudne zadanie i na ten moment nie mogę wskazać faworyta tego turnieju. Myślę, że przy dobrej dyspozycji możemy wygrać z każdym, jednak wystarczy chwila rozluźnienia i możemy „wylecieć” z mistrzostw po pierwszych trzech meczach.

Czego można ci życzyć na ten najbliższy, intensywny sportowo czas?

– Chyba tego, co dla sportowca najważniejsze – zwycięstwa. Ewentualnie zdrowie też od czasu do czasu powinno dopisywać

 

źródło: siatka.org

Author: admin

Share This Post On

Leave a Reply